Ale tak się jakoś nie składało z terminami, że w końcu lato minęło a fotel jak stał, tak stał.
I kiedy moment wywiezienia był już tuż, tuż, razem z moją siostrą posprzeczałyśmy się z kuzynem i powiedziałam sobie, że choćbym miała go sama na plecach wywieźć kuzyna o tę przysługę więcej nie poproszę.
I tak fotel został na kolejne miesiące w moim mieszkaniu. Aż przyszedł październik i mały Lucio zjawił się w moim domu. Wtedy to okazało się, że posiadanie tego fotela jest błogosławieństwem, bowiem jedzenie dla kotka nie mogło stać na podłodze, bo żarłok Sam pochłonąłby je w 5 sekund! A tak kotek miał swoje przysmaki na parapecie i wspinał się do nich po narzucie fotela. Pominę już fakt, że przez pierwsze tygodnie było to dla niego azyl przed psem.
Czasem życie płata psikusy i to co wydawało nam się komplikacją wychodzi nam na dobre.
Ale Lucek dorósł i czas fotela dobiegł końca, dziś znalazł wreszcie swoje miejsce w domku na wsi. Oczywiście nie za sprawą mojego kuzyna ;)))
A tak oto służył zwierzakom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz