środa, 24 września 2014

się dzieje

No i znowu nie udało mi się wypełnić obietnicy i napisać wcześniej na blogu.
Dzisiejszy wpis będzie wielowątkowy, bo jak już udało mi się zabrać do pisania to muszę poruszyć wszystkie wątki, które mi leżą na wątrobie ;)
A tyle się działo, że nie miałam siły nawet odpowiadać na Wasze komentarze na moim blogu... Mam nadzieję, że mi to wybaczycie?

Zacznę od moich zwierzaków bo ostatnio traktuję je na blogu trochę po macoszemu.
Koty ostatnio to szaleją na całego. Widac, że lato się skończyło, bo chłopaki odzyskali wigor i codzinnie o 6 rano urządzają mi pobudki. Apetyt też im się poprawił. Dotychczas rano zostawało im jeszcze jedzenie z dnia poprzedniego a teraz miski zastaję puste.

Zamieszczam kilka premierowych zdjęć moich sierściuchów z walizką, którą ostatnio znalazłam na śmietniku. O przepraszam, w naszej osiedlowej ikei ;)





Pewnie zastanawiacie się co się dzieje z kotką ze złamaną łapką, o której pisałam ostatnio.
W sobotę dwa tygodnie temu kotka trafiła do lecznicy gdzie miała się odbyć jej operacja. Miała spędzić dwa dni na oswajaniu się z nowym miejscem i w poniedziałek/wtorek planowana byłą operacja. Niestety kotka nie dawała się  w ogóle dotknąć. Drapała syczała i na całe gardło, okazywała swoje niezadowolenie. Nie było nawet szans na sprawdzenie, które miejsce jest dla niej bolesne. Dlatego musieliśmy poczekać nieco dłużej żeby kotka zaufała wszystkim dookoła, bo o ile można ją uśpić i zoperować o tyle nie byłoby szans żeby nawet zmieniać jej potem opatrunki.

W międzyczasie okazało się jednak, że jej łapa jest już zrośnięta i konieczne będzie składanie jej na nowo. Odwiedzałam kotkę w kolejne dwa weekendy i okazało się, że robi postępy. W ostatnią sobotę dała się już głaskać i jadła z ręki. Dla dobra Kici musi się ona oswoić, bo wówczas łatwiej będzie przeprowadzać kilkutygodniową rehabilitację. Nie byłoby dobrze gdyby po operacji zaczęła szaleć w klatce w momencie gdy ktoś próbowałby się do niej zbliżyć nie mówiąc już o dotknięciu.
Poinformuję Was kiedy uda się przeprowadzić operację.
A tak prezentuje się pacjentka.




Mała Matylda, którą znalazłam razem z przyjaciółką podczas biegania, (nie mam niestety jest nowych zdjęć) na dobre zagościła u Alicji (owej przyjaciółki). Kotka nabrała wigoru i szaleje z pozostałymi kotami.

Za to ja, pełną parą zabrałam się za robienie sesji związanych z akcją Mój Kot Ma Dom. Dziś ukazał się mój pierwszy wpis na blogu gdzie możecie przeczytać historię Masława i Konstantego. A tutaj kilka zdjęć więcej wykonanej przeze mnie sesji. A już w przyszłym tygodniu będzie kolejna moja relacja z domu pełnego zwierzaków ;)

Masław i Konstanty

piątek, 5 września 2014

spraw kilka

Dziękuję Wam za fantastyczny odzew na mój apel o pomoc dla kotki! Wasza chęć pomocy przeszła moje najśmielsze oczekiwania!
W sobotę po południu kotka jedzie już do lecznicy aby się zaaklimatyzować w nowym miejscy i musi być przygotowana do zabiegu w osłonie antybiotykowej . Oczywiście na bieżąco będę informowała o jej stanie zdrowia, bo kotkę czeka potem 6 tygodni rekonwalescencji po operacji.

 Część z Was już wie z fejsbuka, że w ostatnią niedzielę, jak wyszłam pobiegać z przyjaciółką, znalazłyśmy w krzakach 8 tygodniową kotkę!
Zdjęcie z niedzieli, tuż po przyniesieniu kotki do domu
 I tu się rozpoczyna kolejna historia z niekompetencją lekarską!

Kotka wylądowała na tymczasie u owej przyjaciółki (tej co adoptowała Leeloo). Przyjaciółka poszła z kicią na kontrolę do pobliskiego weterynarza, który orzekł, że kotka jest w dobrym stanie. Diagnoza: lekkie odwodnienie. Recepta: syrop na bakterie Nicośtam + mokre jedzenie i picie. Nie sprawdził nawet stanu odwodnienia na skórze! Powiedział tylko, że: potem będziemy pozbywać się pasażerów z jelitek.
Wydało mi się zdeczko dziwne, bo przy bezdomniakach, w dodatku małych kociakach, odrobaczenie to jest pierwsza rzecz, którą się robi. Niestety następnego dnia kotka była bardzo osowiała, nie chciała jeść i pić  więc przyjaciółka pojechała z nią do naszego stałego już dr.Maćka  i gdyby nie jego pomoc kotka by pewnie zakończyła żywot na tym świecie... Tam okazało się, że mała jest tak odwodniona, że nie można jej było założyć kroplówki. No i pierwszą rzeczą było oczywiście jej odrobaczenie. Stan kotki okazał się bardzo poważny i ważyły się jej losy. Ale po dwóch dniach leczenia kotka powoli odzyskuje siły witalne i miejmy nadzieje, że wychodzi już na prostą.
Ale nie mogę pojąć skąd się bierze na potworna niekompetencja wśród lekarzy! Zarówno w przypadku kici ze złamaną łapką, jak i tej małej, dwóch lekarzy w dwóch niezależnych lecznicach wykazało się brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności i kompetencji! Człowiek idzie z chorym zwierzakiem i wierzy, że otrzyma fachową pomoc a dostaje wielkie nic! Piszę to żebyście chodzili tylko do sprawdzonych lekarzy, którym ufacie!
Wracając do małej to koteczka dostała imię Matylda i nie wiadomo jeszcze czy zostanie u przyjaciółki czy znajdziemy jej jakiś kochający domek:)

A teraz drugą sprawa jaką chciałam dzisiaj poruszyć. Postanowiłam wziąć udział w akcji Mój kot ma dom, która promuje adopcje zwierząt. Pomyślałam, że idea jest jak najbardziej słuszna i dołączyłam do grupy fotografów tej akcji :) Nie mogłam się oprzeć możliwości fotografowania kotów ;)
Juz po weekendzie będziecie mogli zapoznać się z pierwszą kocioludzka przyjaźnią, którą uwiecznię :)

Zapraszam Was do poczytania o tym na blogu.

http://mojkotmadom.blogspot.com/

A jest jeszcze jedna ważna sprawa! Koteczka ze złamaną łapką nie ma jeszcze imienia, a tak nie może być! Czekam więc na Wasze propozycje! :)


czwartek, 4 września 2014

potrzebna pilna pomoc

Ten wpis miał być zupełnie o czymś innym, ale tak się złożyło, że Kotka, którą złapałam w sobotę na podwórku jest w potrzebie.


W niedzielę Sandra doniosła mi, że kotka lekko utyka na przednią łapkę. Pojechała więc z nią na prześwietlenie i ortopeda stwierdził, że Kicia ma złamany bark, krzywo się od tego układa nadgarstek i dlatego kotka utyka. Nie jestem specjalistką, tym bardziej lekarzem czy chirurgiem więc pomyślałam, że skoro nic jej nie zalecili, ani operacji, ani nic to chyba wiedzą co robią...
Ale wczoraj pojechałam ją odwiedzić i kotka ewidentnie cierpi, bo drze się na całe gardło jeśli tylko człowiek próbuje się do niej zbliżyć.
Tak to wygląda.















A nie jest to efekt dzikości, bo jak wiozłam kotkę do Sandry to trzymałam ją na kolanach i kotka nie uciekała.
Ponieważ nie za bardzo ufam przypadkowym weterynarzom
wysłałam w te pędy zdjęcie do naszego zaufanego lekarza  i okazało się, że jest to: złamanie zupełne z przemieszczeniem kości ramiennej w 1/3 bliższej.
Zalecana stabilizacja gwoździem  śródszpikowym.
Łapa powinna być złożona w miarę szybko. Jeśli zacznie się zrastać w ten sposób (a zacznie) później trzeba będzie tę łapę złamać i będzie musiała się zrastać na nowo. 6 tyg. minimum w klatce.

 Niestety koszt takiej operacji to około 500zł na co mnie w tej chwili nie stać zupełnie! Nie jest to dla mnie łatwe, ale zwracam się do Was z prośbą o pomoc.
Na facebooku utworzyłam wydarzenie w którym jest wszystko opisane. Wydarzenie jest publiczne i ogólnie dostępne więc każdy (nawet ten kto nie ma konta na FB) może je przesłać dalej, udostępnić, zaprosić znajomych.
Liczy każda złotówka czy 5 zł. Grosz do grosza itd...

Druga, bardzo ważna sprawa. Kotka po operacji będzie musiała przebywać w specjalnej klatce przez kilka tygodni. Dużej żeby zmieściła się tam kuweta i żeby mogła się trochę poruszać. Czy ktokolwiek zna kogoś kto mógłby taką klatkę pożyczyć na czas leczenia kotki? Te ustrojstwa są niestety strasznie drogie...

Będę dozgonnie wdzięczna za każdą pomoc a kotka będzie jeszcze bardziej wdzięczna :)
Piszcie w tej sprawie na adres maskotkaipieska@gmail.com


Myśl jaka się nasuwa jest taka, że Kicia wypadła komuś z balkonu, ale złamanie jest świeże o kotka pojawiła się na osiedlu jakieś 3 tygodnie temu więc uraz musiał powstać już później.

Wydarzyło się jeszcze kilka istotnych rzeczy, w ostatnich dniach, ale nie mam niestety czasu żeby o tym napisać w obecnej chwili. Postaram zamieścić kolejny wpis wieczorem.

niedziela, 31 sierpnia 2014

znalezisko

Los zadecydował, że powoli wracamy do świata blogowego ;)

Wczoraj rano, kiedy byłam z Samem na spacerze, spotkałam panią Krystynę, opiekunkę i karmicielkę naszych osiedlowych kotów. Okazało się, że jakieś trzy tygodnie temu pojawił na podwórku nowy kotek, który daje się głaskać co świadczy o tym, że nie jest dziki. Kotek w ciągu dnia się ukrywa i pojawia się tylko na karmienie. Niewiele myśląc umówiłam się z panią Krystyną, że zadzwoni do mnie kiedy kotek pojawi w czasie wieczornego karmienia a ja będę w gotowości czekać z transporterem.
Po powrocie do domu zadzwoniłam do Sandry, która już wcześniej bardzo mi pomogła dają dom tymczasowy dla Leeloo, która pojawiła się na naszym osiedlu rok temu. Miałam nadzieję, że i tym razem tak będzie.. Okazało się, że Sandra... bardzo się ucieszyła z takiej możliwości! :D Kocham takich kocio zakręconych, bezinteresownych ludzi!

Przed 19 zadzwoniła pani Krystyna więc złapałam transporter i wybiegłam na podwórko. Koteczek jadł pod iglakiem w najlepsze. W zasadzie bez problemu złapałam go i wsadziłam do transportera. Chwilę później przyjechała Sandra i zawiozłyśmy kotka do jej domu. Bidulek na razie nie może znaleźć sobie miejsca i syczy na ludzi chociaż w samochodzie grzecznie siedział mi na kolanach i dawał się głaskać. Widocznie potrzebuje trochę czasu żeby odnaleźć się w nowym miejscu. Nie wiadomo co go spotykało przez ostatnie tygodnie. Kotek jest drobniutki i leciutki, i prawdopodobnie rasowy. Podejrzewam, że to kotka, ale nie chciałam go stresować bez potrzeby, bo pokazywanie brzucha dla zestresowanego kota nie jest niczym fajnym. To już sprawdzi weterynarz podczas badania, okazało się też, że kotek lekko utyka.
Zaraz umieszczę ogłoszenia w internecie bo może ktoś go szuka, chociaż nie znalazłam takiej informacji...

A oto znalezisko.


w samochodzie




sobota, 30 sierpnia 2014

uprzejmie donoszę

Kochani, straszliwie Wam dziękuję za wszystkie ciepłe słowa dla Lucka i dla mnie! Bardzo mi to pomogło. Fantastyczne jest to, że pomimo naszej długiej nieobecności w blogoferze wciąż z nami jesteście!
W czwartek, na kolejnej wizycie u  weterynarza, Lucek nadal miał temperaturę, ale ponieważ wszystko inne wróciło do normy gorączka prawdopodobnie była wynikiem stresu, bo Lucek fatalnie zniósł podróż autobusem... Może należeć również do tych kotów, które mają wyższą temperaturę i w najbliższym czasie to sprawdzę.
Od wczoraj Lucek miewa się wręcz świetnie. Ma apetyt, z kuwety korzysta tak jak wcześniej i gania Gacka czego doświadczyłam dziś nad ranem kiedy obaj po mnie przebiegli ;) Wasza energia z pewnością pomogła! :)

A oto trzy Lucki, Gacek i Sam z miną cierpiętnika, że znów mu robię zdjęcie kiedy sobie tak wygodnie leży ;)




P.S.
Właśnie zmodyfikowałam ostatnio mojego bloga fotograficznego. Widnieje teraz pod nazwą OKO KATE.
Jeśli macie ochotę zobaczyć co fotografowałam w ostatnim czasie to zajrzyjcie TU. Starsze wpisy również zostały lekko zmienione, żeby ujednolicić bloga ze stroną na facebooku, które docelowo mają służyć jako moje portfolio ;)

środa, 27 sierpnia 2014

potrzebujemy dobrej energii

Dawno nas tu nie było, ale myślę, że nasi wierni czytelnicy i przyjaciele chcieliby wiedzieć jeśli coś się u nas dzieje lub zmienia.

Lucek jest chory. Prawdopodobnie w poniedziałek, bo wtedy zauważyłam, że często korzysta z kuwety, dostał zapalenia pęcherza. Dlatego wczoraj, w te pędy, pojechaliśmy do weterynarza i okazało się, że ma 40 stopni gorączki. Dostał dwa zastrzyki, ale dziś na kontroli okazało się gorączka spadła tylko o pół stopnia co niestety nie dobrym znakiem. Dziś rano już było lepiej, bo przy korzystaniu z kuwety oddawał spore ilości moczu, a nie kropelce. Dlatego zasmuciło mnie mocno, że gorączka się utrzymuje, bo miałam nadzieję, że spadnie i resztę zastrzyków będę mu podawała już sama w domu. Niestety, jutro znów jedziemy na wizytę kontrolną. 

Potrzebuję waszej dobrej energii więc jeśli ktoś nas jeszcze czyta niech wyśle do nas ciepłe myśli. Na pewno przydadzą się Luckowi i mnie.


niedziela, 6 kwietnia 2014

kilka słów wyjaśnienia

Kochani, podjęłam decyzję, że na jakiś czas mój blog przechodzi w tryb uśpienia. 


Codzienna praca oraz próby powrotu do fotografii nie zostawiają mi zbyt dużo miejsca na życie blogowe.
Spędziłam z Wami aktywnie dwa lata i był to wspaniały czas. Poznałam ludzi o wielkim sercu, powiększyłam swoją rodzinę i wielu rzeczy nauczyłam się od Was.
Postaram się nie zniknąć całkowicie i będę udzielać się na Waszych blogach raz na jakiś czas.
Mam nadzieję, że kiedy natchnienie pozwoli mi znowu wrócić do pisania znajdą się jeszcze jacyś czytelnicy, którzy z przyjemnością tu zajrzą. Chociaż, z tego co obserwują na innych blogach, które zrobiły sobie dłuższą przerwę w działalności, powroty nie są łatwe.

Tych, którzy zatęsknią za moimi kotami zapraszam na stronę KOTLANDU (klik) gdzie dokumentuję nadal moją kocia przygodę.



sobota, 8 marca 2014

z okazji Dnia KObieT

Nie jestem wielbicielką tego święta. Dla mnie to dzień jak co dzień, ale skoro już istnieje niech będzie pretekstem do zaprezentowania kilkunastu zdjęć, które wygrzebałam ze swoich zasobów. Chcę nimi rozpocząć cykl "Koty i ludzie", który od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie ;)

A zatem dziś mało słów, za to dużo zdjęć kotów i kobiet (małych i dużych)! :)




























niedziela, 23 lutego 2014

głupota ludzka nie zna granic

Miałam dzisiaj pisać o czymś zupełnie innym, ale życie lubi pisać swoje scenariusze...
Otóż wczoraj, po późnym śniadaniu, postanowiłam udać się na zakupy. Ledwo zdążyłam zejść na dół a kątem oka zobaczyłam przy rynnie coś białego. Kto zgadnie co? Tak, tak młodziutkiego koteczka, który siedział skulony i pomiaukiwał. Powiedziałam do niego: kiciunia, a on mi odpowiedział miau. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka w głowie! Po pierwsze u nas wszystkie osiedlowe są wysterylizowane więc żaden maluch nie powinien tutaj sam się pałętać! A po drugie dziki kotek by uciekał... Natychmiast podeszłam do tej skulonej biedy i niewiele myśląc zadzwoniłam do Alicji (mieszkającej w moim bloku), która przygarnęła Leeloo, też znalezioną na moim podwórku. Zapytałam czy nadal myśli o rodzeństwie dla swojej koteczki;)) Tak jak myślałam Alicja, nie zastanawiając się nawet chwili, kazała mi przynieść kotka na górę. Tak to już jest, że jak uratujesz jednego kota to nie możesz przejść juz obojętnie obok innego potrzebującego pomocy... ;) Po drodze spotkałam jeszcze dwie sąsiadki, które mówiły, że ten kotek prawdopodobnie spadł komuś z balkonu, bo widziany był jak chodził po barierce... Znacie moje poglądy na temat niezabezpieczonych balkonów! Nóż mi się w kieszeni otwiera kiedy o tym myślę! Jednak, dla przyzwoitości, nakleiłam na drzwiach wejściowych do bloku, że znalazłam kotka. Po dwóch godzinach odezwał się telefon od właścicielki, która, jak się okazało, wyszła z domu i zostawiła otwarty balkon. Na moje zapytanie czy nie uważa, że to trochę nieodpowiedzialne odpowiedziała, że przecież do tej pory kotka (bo to była koteczka) była grzeczna! Po chwili rozmowy okazało się, że kotka spadła z szóstego piętra! To cud, że jej się nic poważnego nie stało. Naprawdę miałam ochotę nie oddawać tej dziewczynie kociaka, ale jej młodszy brat strasznie się zdenerwował tym co się stało z kicią i nawet zwrócił siostrze uwagę, że mówił, że to niebezpieczne. Cóż, okazuje się, że czasem dzieci wykazują więcej rozsądku i empatii niż dorośli. Oczywiście pouczyłyśmy z Alicją właścicielkę kota, że mogło to się skończyć o wiele gorzej, że takie zachowanie jest nieodpowiedzialne i, że należy zabezpieczać balkon. Miejmy nadzieję, że nas posłucha i nie narazi więcej kotki na niebezpieczeństwo. Trzymam też kciuki, żeby się nie okazało, że kicia ma jakieś obrażenia wewnętrzne.
Niestety nie mam mam żadnych zdjęć koteczki, bo w domu siedziała cały czas za kanapą a ja nie chciałam jej stresować dodatkowo robieniem zdjęć na bloga ;)

***************

A teraz z innej beczki. Kilka miesięcy temu postanowiłam zrobić filcową broszkę przedstawiająca kocimordkę. Broszkę zrobiłam, a i owszem, ale nie podobał mi się wyraz kociego pyszczka więc wyrób trafił do szuflady. Ale w zeszłym tygodniu stwierdziłam, że marnuje się szufladzie ten kawałek filcu i oddałam go moim kotom, które kochają wełnę, do zabawy. Oczywiście najbardziej zainteresowany był Gacek! Niestety nie nacieszył się filcokotkiem zbyt długo, bo wystarczyła chwila nieuwagi i zjadł go Sam... ;))
Ale chwile radości udało mi się uwiecznić na filmiku:)



niedziela, 16 lutego 2014

halo, halo, jest tam kto?

Pytanie z tytułu jest w zasadzie skierowane do mnie, bo wiem, że wielu z Was zastanawiało się co się u mnie dzieje i dlaczego zniknęłam z blogowego świata. Pewnie wiecie, że przez ostatnie miesiące szukałam pracy i jest to dla mnie nowe doświadczenie, bo ostatni raz zdarzyło mi się to zdarzyło 16 lat temu ;) Brak jakichkolwiek efektów w tej materii wysysa z człowieka energię. Nawet brakowało mi siły na komentowanie Waszych blogów. Czytałam wszystkie regularnie, ale wykrzesanie sensownego komentarza było ponad moje siły. Zwierzaki w tym czasie zapadły w sen zimowy i nie dawały mi żadnej inspiracji do pisania. Nawet nie robiłam w tym czasie zdjęć, bo ileż można fotografować śpiące koty?

A potem... poszłam do pracy. Tak, tak, od trzech tygodni pracuję i... Mój organizm doznał szoku! ;) Przez pierwszy tydzień wracałam do domu nieżywa. Teraz powoli wracam do normalności. Zresztą czuję w kościach, że wiosna idzie, dni stają się dłuższe a słońce coraz częściej zagląda w okna a to dodaje energii!:)
Ostatnie miesiące sprawiły, że wiele myślałam o swoim życiu i o tym co chciałabym robić i stwierdziłam, że byłabym najszczęśliwsza pod słońce gdyby udało mi się zarabiać fotografując koty. Oczywiście pewnie nie jest to zbyt realne, ale hobbystyczne fotografowanie kotów daje mi ogromną przyjemność. Postanowiłam więc moje kocie portrety zamieścić na stronie KOTland na facebooku, którą stworzyłam już wcześniej do prezentacji mojego rękodzieła. Zamieściłam tam, do tej pory 110 kocich portretów, zarówno Lucka i Gacka jak i zaprzyjaźnionych kotów. Zapraszam więc wszystkich chętnych do oglądania i polubienia strony  TUTAJ :))


No, ale dosyć o mnie! To w końcu blog o zwierzakach więc zaprezentuję kilka świeżych, premierowych zdjęć, zrobionych wczoraj.





Sam o dziwo tez się dał uprosić i zapozował do dwóch zdjęć ;)



Wszystkie moje futra mają się dobrze i są zdrowe. Mam nadzieję, że teraz przełamałam już ten marazm blogowy i będę tu częściej zaglądać i pisać :)) Mam również nadzieję, że nadal będziecie chcieli śledzić losy mojej świętej trójcy! ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...